Przejdź do treści

Z wędrówki po siedliskach nędzy. Lepianka wśród hałd.

autor: Krzysztof Stachowicz

Krajobraz Śląska jeszcze na początku XX wieku wiązał się z dymem z pobliskich zakładów przemysłowych, lasem kominów, hałd, odgłosu maszyn, czy gwarnym powrocie górników z szychty do pobliskiej karczmy by z „kamratami” napić się piwa, albo czegoś mocniejszego. Niestety wkrótce miało się to zmienić.

Fot 1. Lepianki na hałdzie w Siemianowicach
Źródło: „Siedem Groszy”, 1936, R. 5, nr 300.

               Wielki kryzys gospodarczy, który miał swój początek w latach 20. XX wieku w Stanach Zjednoczonych, odcisnął swoje piętno także w naszym regionie. Zła sytuacja gospodarcza miała odbicie we wszystkich dziedzinach życia. Maszyny się zatrzymały, produkcja gwałtownie spadała, a tłum pracowników kopalni już nie spotykał się „po robocie” w karczmie, tylko na biedaszybach walcząc o przetrwanie. To już nie był ten obraz Śląska co kiedyś. Znaczny procent osób było dotkniętych widmem skrajnego ubóstwa – nierzadko prócz pracy, tracili też domy. Powstawały siedliska nędzy, gdzie warunki były poniżej minimum egzystencji. Bieda nie miała względu na status społeczny osoby – nie oszczędzała nikogo. Do takiego miejsca, położonego nieco na uboczu drogi prowadzącej z Katowic do Siemianowic, na hałdzie przy kopalni „Ficinus” zawitał w 1936 roku redaktor „Siedmiu Groszy”, który nie tylko poznał realia tam panujące, ale rozmawiał z byłym „hajerem” z Siemianowic. Oddajmy mu głos.

—  Nie tak dawno jeszcze, to były czasy…

Pora lot temu, a przeca wszystko się jakoś tak, wiedzom, zmieniło, że człowiek ani poznać nie może, czy jeszcze jest w tej samej miejscowości czy nie. Pora lot… A mnie sie tak zdo, że to pora set lot przeszło, bo łobejrzom se ino, jak sie to wszystko przewróciło… 

Tak zaczął swoją opowieść, stary „hajer” (rębacz) z nieczynnej już kopalni „Ficinus” w Siemianowicach, któremu złożyłem wizytę w jego lepiance na hałdach.

„BIEDA-KOLONIA“

               Wśród czarnych hałd między Wełnowcem a Siemianowicami Śl. powstało nowe osiedle tzw. „bieda kolonia”. Dziesięć niskich, niezdarnych domków, przyczepionych jak jaskółcze gniazda do stoku czarnej hałdy. Każdy domek — to świadectwo znojnej pracy rąk, które go wznosiły i cały majątek rodziny w nim mieszkającej. Z malutkich okienek rozciąga się widok na hałdę, smutną, czarną, zrytą lejami i wyrwami po wysadzonych „bieda-szybach“. Gdzieniegdzie dobywają się z hałdy smrodliwe obłoczki gazów…


GDY ŚLĄSK BYŁ BOGATĄ KRAINĄ CZARNYCH DIAMENTÓW

               — Pora lot temu — ciągnął dalej mój „hajer” — to jak sie pon rozejrzoł po Śląsku, to nic pon nie widzioł ino smąd (dym) kiedy buchoł ze wszystkich kominów kopalń, hut i fabryk. Wszystko szło, wszędzie był ruch. Huczały maszyny w kopalniach i dobywały miliony ton węglo, w hutach topiło się żelazo i cynk, fabryki szły calom parą. To sie też człowiek radowoł, bo robił i zarobił. Ale po tym, to sie zaczon ten pierzyński kryzys i to tak jakoś, pomału z początku, zaczęli ludzi zwalniać z roboty i zastawiać najprzód jeno oddziały na kopalniach i w hutach. Ale po tym zaczęli zastawiać i całe kopalnie. Łobejrzom se ino choćby Siemianowice. Toć tu były kopalnie „Ficinus“ „Richter“, „Knoff”, „Fanny”, a terozki to już ino „Richter” idzie i to nie na całego.

Fot. 2. Nagłówek artykułu prasowego z okresu międzywojennego
Źródło: Siedem Groszy, 1932, R. 1, nr 179.

WALKA O UTRZYMANIE ZAKŁADU PRACY

               O „Fanny“ i o „Knoff” to sie tam wiedzom żodyn nie szarpoł, bo tam węglo było nie wiela, ale jak mioł być „Ficinus” zastawiony, to żodyn nie chcioł wierzyć, że to się może stać. Joch już wtedy na „Ficinusie” nie robił, bo mnie po 35 latach z roboty zwolnili już w 1928 r. To, wiedzom, jak to zaczęli mleć z tym zastawieniem „Ficinusu”, to sie zaczęły protesty i strajki. Jeździli tam kajś po komisarzach demobilizacyjnych i po Warszawie i u ministrów konferowali, coby ino nie dać zamknąć „Ficinusu”. Protestował burmistrz i rada miejsko, protestowały związki i całe miasto i gazety o tym pisały, ale to wszystko nic nie pomogło. Kopalnia zamknyli i koniec.
Pora set chłopa wzięli na „Richter”, a reszta poszła sztemplować na magistrat i kosztować chleba z „Manny“…

Fot.3. Artykuł prasowy Co będzie z kop. „Fanny”?
 Źródło: Gazeta Robotnicza, 1932, R. 37, nr 155
Fot 4. Statystyka redukcji etatów górniczych w spółce Zakładów Hohenlohego w latach 1930-1933.
Źródło: Lech Szaraniec, Załoga koncernu Hohenlohe i jej walka klasowa w latach 1905−1939,
Śląski Instytut Naukowy, 1976.

JAK POWSTAJE LEPIANKA?

— A jak pan się właściwie znalazł tu na hałdzie w lepiance? — zapytuję.

— A to, wiedzom, było tak. Mieszkołech najprzód przy wydanej cerze (córce) w jednej izbie i kuchni, toż to było trocha niewygodnie. Tech sie zaczął rozglądać za mieszkaniem, ale sami wiedzom kaj to dzisiej biedny człowiek mieszkanie znajdzie. Szukołech, alech nie znolozł, a tym czasem to mi dali pensyjo i toch se troszka grosza uszporował. Widziołech po tym, jak se sam inni budowali te klotki, toch se tyż zaczął tako chałupka stawiać. Trzeba było – najprzód nazbierać cegły. Jest jej tu wszędy dość, bo połobolali szyby i cechownie i kominy na „Fanny“ i „Knopie”.

Fot 5. Kopalnia węgla „Knoff” w Siemianowicach – burzenie komina.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

No i nazbierołech 5.000 cegioł i zacząłech budować, kosztowało to trocha, bo trza było płacić choć ino po groszu za cegła, tym,co mi ją znosili. No i drzewa trza było kupić i cementu, ale przeca wszystko sie jakoś zrobiło i widzom teroz jako mom „willa“.

Rzeczywiście, lepianka jest najpiękniejsza na całej „bieda-kolonii“. Solidny mur, pokryły papą dach, a nawet przed drzwiami, trochę niezdarnie sklecona altanka.

— Wiedzom — śmieje się mój „hajer” — jakech se to wybudował, to sam przyśli do mnie tacy młodzi ludzie, co się dopiero pobrali i namawiali mnie, cobych im ta chałupka sprzedał i dowali mi 500 zł. i godali, że se przeca moga nowo wybudować, a łoni nijak nie mogą pomieszkanio dostać. Alech nie chcioł nie sprzedom tej chałupki, bo se tu na moich śmieciach żyja. Po woda momy trocha daleko, ale to idzie przetrzymać.

Fot 6. Bezrobotny i bezdomny mężczyzna przed wejściem do ziemianki.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

NIE CHCĄ DO BARAKÓW

— Ale zimą, to tu chyba na tej kolonii pomarzniecie? — rzucam uwagę.

— E!  kaj tam! Wąglo, to sam, kwolić Boga, momy dość trocha, bo tam jeszcze kajniekaj „biedaszyby” som, to tak momy do własnej potrzeby. Niby „fedrować” się nie śmie, bo taki przepis, ale człowiek przeca skiż przepisu zmarnąć nie może. Wągiel tu leży, widzom jak się poli – mówi wskazując na dymiącą miącą hałdę — no to go tak trocha wybieramy.

Zaczynam się żegnać z sympatycznym rozmówcą.

— Ja wiedzom, — mówi mi — tukej coś ino godajom, że nos majom do baraków przenieść, a my tam tego nie chcemy. Jo tu już siedza dość długo i z pensyje se żyja. Mnie tam jeszcze nie najgorzej, a na stare lota to mi tam do baraków nie pilno..


WĘDRÓWKA PO LEPIANKACH


               Chodzę od lepianki do lepianki. Młode małżeństwa z jednym , z dwojgiem dzieci,
starsi ludzie, a nawet jedna rozwódka. Narzekań dużo. Pracy nie ma, zero wsparcia wyżyć trudno, bo jest ono bardzo niskie. Np. na rodzinę z dwojgiem dzieci przypada 10 zł. wsparcia miesięcznie, 6 i pół kg. chleba na osobę i 4 kostki kawy. Dawniej były jeszcze bezpłatne kuchnie. Obecnie płaci się 1 zł. miesięcznie od porcji obiadowej. Wszystkich mieszkańców lepianek intryguje kwestia, co będzie z zimowym przydziałem ziemniaków i węgla.
Opuszczam hałdy, pozostawiając za sobą rząd przylepionych do ich stoków lepianek.

Fot 7. Na Biedaszybach.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Tekst cytowanego artykułu pochodzi z gazety „Siedem Groszy”, 1936, R. 5, nr 300

Fot. 8. Bieda i bezdomność dotknęła także mieszkańców pobliskich Katowic. Prowizoryczne mieszkania bezdomnych w hałdach kopalni Ferdynand w Katowicach.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

               Ludzi, takich jak nasz „hajer” z Siemianowic było tysiące na Śląsku. Może nas to z perspektywy czasu zadziwiać: „jak oni potrafili egzystować?”. Nie każdy jednak potrafił się odnaleźć w tej nowej sytuacji życiowej. Nieraz górę wziął hazard, alkohol czy chęć zarobku w postaci przemytu. Warto też dodać, że w tej biedzie zdarzały się też przykłady wzajemnej pomocy oraz solidarności. Nie było zazdrości, bo większość posiadała niewiele dóbr. Wśród bezrobotnych nie było podziału na biednych i bogatych. Nieraz musieli ryzykować własne zdrowie i życie, by móc przeżyć następny dzień. Ziemia, która niegdyś była dla nich chlebodawcą, stawała się dla nich śmiertelnym zagrożeniem. Brać górnicza, już odtąd w większości nie spotykała się w cechowniach i karczmach, ale na biedaszybach, często całymi rodzinami.