Przejdź do treści

Codzienność biedaszybów

autor: Krzysztof Stachowicz

1. Tło historyczne

            Początki nielegalnego wydobycia węgla na Górnym Śląsku są trudne do oszacowania. Należy jednak przyjąć, że zjawisko to nie było obce przed I wojną światową. Świadczyłby o tym komentarz z 1914 roku do pruskiego prawa górniczego „Allgemeines Berggesetz”,  w którym była mowa o odszkodowaniach za szkody górnicze. Odpowiedzialność ta nie spadała na właściciela kopalni jeśli szkody są wyrządzone przez „dzikie roboty górnicze”. Samo wzmiankowanie o nielegalnym wydobyciu węgla nasuwa stwierdzenie, że w istocie zjawisko nie było w tym okresie czymś nieznanym. Należy jednak przyjąć, że występowanie biedaszybów nie było masowe przed I wojną światową ani w trakcie jej trwania.

Powstawanie nielegalnego wydobycia na terenie Górnego Śląska wiąże się z przyłączeniem Śląska do Polski. Prawo pruskie było bardziej surowe w tym względzie, ale też nie bez znaczenia były kontakty Ślązaków z górnikami z Zagłębia Dąbrowskiego, gdzie tradycja biedaszybów miała jednak dłuższą historię.

Fot.1. Wzmianka o pierwszych biedaszybach na Śląsku
Ź
ródło: Siedem Groszy, 1933, R. 2, nr 185

W latach 30. XX wieku, kiedy przez kontynent europejski przeszła fala kryzysu gospodarczego, nastąpił masowy wzrost nielegalnego wydobycia. Skalę problemu obrazują statystyki. I tak wg spisu powszechnego z grudnia 1931 roku, 69,3%  mieszkańców regionu utrzymywało się z pracy najemnej. Ich znaczną część stanowili robotnicy (61,3%). Gwałtowny wzrost bezrobocia w tym sektorze utrzymywał się przez szereg lat. W dodatku zamykanie zakładów przemysłowych spowodowało, że większość osób na Śląsku musiała się zmierzyć ze skrajną nędzą i ubóstwem.
W 1922 roku w Kopalni „Siemianowice” było zatrudnionych 8570 górników, a w 1933 roku już tylko 2904 pracowników.
Niejako skutkiem ubocznym olbrzymiego bezrobocia było rozwinięcie się tzw. „hałdziarstwa”. Polegało ono zbieraniu węgla odpadkowego na własny użytek w usypiskach skały płonnej, czyli na hałdach. Tolerowano  je w stosunku do najuboższej ludności, podobnie jak tolerowano na wsiach zbieranie kłosów na zżętym polu przed biedaków.

Fot.2.  Pomiędzy hałdami pod Katowicami
Źródło: Viktor Kauder – Das Deutschtum in Polen: ein Bildband. T. 1, Das Deutschtum in der Wojewodschaft Schlesien, 1937 r.

Obok rozwijania się biedaszybów na terenach przemysłowych powstawały także siedliska nędzy. Ludzie w takich warunkach zazwyczaj wybierali jedną z dwóch dróg. Jedną z nich była walka o przeżycie, natomiast drugim wyborem mógł być alkohol, hazard oraz zdemoralizowanie społeczne.

Fot.3. Lepianki w okolicach Katowic. Wybudowane zostały własnoręcznie przez bezrobotnych z materiałów,
które można było znaleźć. Siedliska nędzy były głównie przy zakładach przemysłowych.

źródło: Viktor Kauder – Das Deutschtum in Polen: ein Bildband. T. 1, Das Deutschtum in der Wojewodschaft Schlesien, 1937 r.

Działający w tamtych czasach w województwie śląskim inspektor policji Józef Żółtaszek ujawnia inny współczynnik, który niejako wpłynął na rozwój nielegalnego wydobycia:
„Węgiel ten jest jakby bezpański; wprawdzie leży on na terenach, gdzie przeważnie wielki przemysł posiada nadania górnicze, jednak faktycznie przez swych prawnych właścicieli nigdy eksploatowany nie był i nie będzie. Stąd też ludność traktuje węgiel ten raczej jako rzecz niczyją, nie widząc ze strony wielkiego przemysłu użytkowania swego prawa, co dopiero dobitnie tłumaczyłoby i uzasadniało prawo własności. (…) Stąd też przeciętny bezrobotny nie musi bardzo walczyć ze swojem sumieniem, przeciwnie, zdaniem jego raczej jest karygodne marnowanie tylu darów bożych. To też w okresie największego rozwoju dzikiego kopalnictwa koniec sierpnia i początek września widzimy błyskawiczny jego rozrost, ciągłe poszukiwanie nowych terenów i przypływ coraz większej ilości sił roboczych, których tak obficie dostarcza bezrobocie.”

2.Eksploatacja biedaszybów

            Technika stosowana w biedaszybach była połączeniem starych metod górniczych z elementami nowych technik stosowanych w kopalniach węgla kamiennego. Możemy śmiało przyjąć, że niezależnie od tego czy wydobywano węgiel w Siemianowicach czy Katowicach rozwój i eksploatacja biedaszybów musiała być zbliżona do siebie. W początkowej fazie nielegalnego wydobywania węgla – biedaszybikarze nie byli prześladowani przez władze. Zakładano, że szybiki będą istnieć kilka lat. Dlatego stosowano solidną obudowę szybów, która gwarantowała bezpieczniejszą pracę. Warto dodać, że w początkowej fazie przy wydobywaniu węgla byli obecni z reguły byli górnicy, którzy mieli pojęcie o sposobie i jakości wydobywania. Najczęściej stosowany był szyb o przekroju prostokątnym i wymiarach 1,5 na 0,8 m. Był on z wierzchu zabezpieczony ramą z desek, która przeciwdziałała obrywaniu się brzegu. Szybiki miały przeróżne głębokości. Zazwyczaj 10-25 metrów. Najgłębsze sięgały nawet 60-80 metrów.

Fot.4. Prace nad pogłębianiem szybu
fot. Max Steckel. Źródło: Biblioteka Śląska

Przed zjazdem do szybu każdy górnik badał najpierw czy nie znajduje się w nim gaz. W tym celu opuszczano lampę karbidową – jeśli lampa gasła, był to znak, że na dole znajduje się gaz. Przewietrzenia szybu dokonywano dość ciekawą metodą: opuszczano przedziurawioną puszkę z karbidu, w której żarzył się węgiel aż ogrzane na dole powietrze wytwarzało ciąg ku górze. Dopiero po ponownym sprawdzeniu szybu lampą można było schodzić.

Innym problemem był dostęp świeżego powietrza. Zazwyczaj niedaleko budowano drugi szyb, który zapewniał cyrkulację powietrza. Jeśli nie było to możliwe – wprowadzano sztuczną wentylację. Do tego celu służył wentylator domowej roboty z desek lub blachy. Cennym surowcem do budowy szybiku było drewno – zazwyczaj pozyskiwano je od okolicznych chłopów w zamian za ustalony wcześniej przydział węgla.

Załoga szybiku składała się od kilku do kilkunastu osób. Bywało, że pracowały w nim całe rodziny. Szyb, który należał do jednej rodziny należał do rzadkości – było to zbyt kosztowne przedsięwzięcie. Wśród załogi były także kobiety, młodzież oraz dzieci, nawet te dziesięcioletnie. Trudno z perspektywy czasu ocenić – czy posłanie ich do pracy na biedaszybach to była oznaka litości czy też jej braku.

Fot.5. Zatrudnianie dzieci na biedaszybach nie było w tamtych czasach czymś szokującym
fot. Max Steckel. Źródło: Biblioteka Śląska

Z czasem biedaszybikarstwo stało się sposobem na szybki, ale i też ryzykowny zarobek wśród właścicieli większych szybów. Ci lokalni przedsiębiorcy, o których można tak powiedzieć, mogli zarobić pieniądze, których równowartość była zbliżona do dochodów z małych firm. Mogli sobie pozwolić na pewną bezkarność do początku lat 30. XX wieku, kiedy nie było zmasowanych akcji policji przeciwko biedaszybom. Im większy szyb – tym większa możliwość zarobku, także wśród robotników. Mimo wybicia finansowego wśród niektórych właścicieli szybów (nierzadko kradziony węgiel był przewożony wagonami do centralnej bądź wschodniej Polski), nadal większość biedaszybikarzy była dość uboga. Nie tylko wydobywała węgiel na własny użytek ale też ładowany na wózki był sprzedawany wśród okolicznej ludności.

3.Biedaszyby w Siemianowicach

           
Biedaszyby na terenie obecnych Siemianowic znajdowały się niedaleko obecnej ulicy Katowickiej, Konopnickiej czy też Chemicznej w pobliżu dawnej Huty Schellera. W 1932 roku  liczba szybików w Siemianowicach Śląskich wynosiła około 60. Liczbę zatrudnionych oszacowano na 400 osób. Dla porównania  w sąsiednim Wełnowcu liczba ta wynosiła odpowiednio 150 szybików i 1000 osób tam pracujących.

Fot.6. Industrialny krajobraz między Katowicami a Siemianowicami. Na dalszym planie huta należąca do Zakładów Hohenlohego
źródło: Viktor Kauder – Das Deutschtum in Polen: ein Bildband. T. 1, Das Deutschtum in der Wojewodschaft Schlesien, 1937 r.

Atmosfera pracy na biedaszybach była pełna napięć. I o ile zrozumiałe były potyczki wśród bezrobotnych, wraz z zagęszczającą się ilością szybików, tak też nie powinno raczej być usprawiedliwienia dla tych z nizin społecznych, którzy korzystali z owoców cudzej pracy. Potocznie nazywano ich „rabsikami”. Niestety ów proceder nieobcy był na ziemiach siemianowickich a zarobek przeznaczali nierzadko na alkohol. Były różne taktyki, aby ukraść komuś zyski z pracy: od stwarzania paniki w porze nocnej (kiedy było mniej osób przy szybie), alarmowanie, że policja nadchodzi przez co kradziono wydobyty węgiel. Po coraz bardziej brutalne – jak terroryzowanie kobiet bądź dzieci.
W okolicach Siemianowic grasowali Teodor Manjura oraz Izydor Kawa. Ze względu na ich silną budowę ciała mianowali się „królami hałd”. Robili oni nie tylko awantury na biedaszybach, ale też domagali się haraczu oraz zabierali oni pozostałym pracownikom z trudem zdobytą żywność, oczywiście drogą przemocy.
Gdy dopełniła się szala goryczy – kilku biedaszybikarzy postanowiło się spotkać w parku hutniczym i uradzili jak dać tym dwojgu nauczkę. Dla dodania odwagi wypili półtorej litra skażonego spirytusu a następnie uzbrojeni w kije, pałki i siekiery poszli do schronu Kawy i Manjury. Co warto dodać – i oprawcy i kaci mieszkali w siemianowickich lepiankach – jak już wcześniej wspomniano – siedliskach nędzy. Kawa od razu dostał kijem po głowie, natomiast Manjura z początku nie dając za wygraną po pewnym czasie musiał uznać wyższość rozwścieczonych robotników.  Jak się okazało dwukrotnie. Najpierw kilkukrotnie raniony pałką i siekierą padł na ziemię, a gdy odzyskał przytomność próbował uciec ale i to mu się nie udało. Żądni zemsty „ludzie-szczury”, jak opisywała bezrobotnych pracujących na biedaszybach prasa, dobili swojego kata. W ferworze niepohamowanej agresji oberwało się nawet tym, którzy byli w gościnie u Manjury i Kawy.

Fot.7. Nagłówek gazety po tragedii pod Siemianowicami
źródło: Siedem Groszy, 1934, R. 3, nr 16

Najgorsze jest to, że ci ludzie na tym nie poprzestali. Część ruszyła w pogoń za gośćmi „królów hałd”, zaś lepiankę, w której był jeszcze żywy Kawa zdemolowano, a jego samego podpalono.
Sąd mimo takiego bestialskiego ataku przyjął okoliczności łagodzące że:”Manjura i Kawa terroryzowali ich, odbierali im pieniądze i żywność, które oni z tak wielkim trudem zdołali zdobyć. Pozatem oskarżeni podkreślali, że żyją w strasznej nędzy, od długiego czasu nie mają dachu nad głową i to wpłynęło na to, że mogli się zdobyć na tak bestialski czyn.”

Sąd biorąc te wszystkie okoliczności łagodzące pod uwagę, skazał trzech z napastników na 8 miesięcy więzienia, a jednego na rok więzienia. Na rozprawie obecni też byli tłumnie inni bezrobotni koledzy, którzy po odsłuchaniu wyroku odprowadzili swoich pobratymców do bramy więziennej obdarzając każdego z oskarżonych… żywnością, papierosami i tytoniem.

Tereny siemianowickich biedaszybów miały swój mroczny klimat. Były nazywane czasem „ziemią niczyją”.  Ziemią, która była ziemią niebezpieczną. To tam z przerwami od 1823 przez kilkadziesiąt lat szalał podziemny pożar kopalni Fanny.  Powierzchnia na jej terenie jeszcze w XX wieku przypominała krajobraz księżycowy z zawaliskami i szczelinami, z których buchały ognie i dymy jak to ma miejsce obecnie w amerykańskiej Centralii (tam pożar podziemny trwa od ponad pół wieku). Na sto lat przed powstaniem na tych terenach biedaszybów z okolicznych hut i kopalń dochodziło do samospaleń biednych ludzi, którzy chcieli się ogrzać nocą przy dymiącej hałdzie czy przy rozpalonym żużlu.

Po tej ziemi – niedaleko Huty Jerzego chodził w latach 30. XX wieku także pisarz Gustaw Morcinek. Jego opis dotyczący siemianowickich biedaszybów i życia obok nich możemy przeczytać w jego książce pt.”Wyorane kamienie”. Pozycja o tyle ciekawa, że niczym za pomocą wehikułu czasu, możemy się przenieść do świata, który już nie istnieje, a który był obecny na terenach siemianowickich. Nierzadko młodzież zamiast iść do szkół się uczyć, wolała żyć na granicy prawa pracując na biedaszybach, albo wstępując do młodocianych gangów okradających sklepy.
Prasa międzywojenna opisywała biedaszyby często informując o tragicznych wypadkach, ofensywie policji czy też tragicznych zajściach. Niemniej bywały też artykuły o wielkim znaczeniu historycznym.

Fot.8. Informacja o niecodziennym odkryciu dokonanym przez Siemianowiczanina na biedaszybach
źródło: Gość Niedzielny, 1933, R. 11, nr 21

Niestety nie posiadam informacji czy w ramach wdzięczności biedaszybikarzowi przyznano z tego tytułu jakąś nagrodę w postaci pomocy finansowej, czy żywieniowej.

3.1 Wypadki w siemianowickich biedaszybach

Powodów wypadków w biedaszybach jest kilka. Po pierwsze do pracy w biedaszybach przystępowały z czasem osoby, które nigdy nie pracowały w kopalni. Po drugie – odkąd władze policyjne za namową właścicieli kopalń rozpoczęły walkę z biedaszybami – nie stosowano się do zasad pełnego bezpieczeństwa. Właściciele szybików, by go wybudować, musieli liczyć się z pewnym wkładem także i finansowym. W chwilach, gdy przyszłość szybiku z dnia na dzień była niepewna – stosowano bardzo tanie materiały i prymitywne obudowy, które zagrażały tym samym bezpieczeństwu wydobywającym. Duży procent wypadków stanowiło zerwanie liny w czasie zjazdu pod ziemię. Bywało też, że nieczynne szyby po prostu porzucano, przez co nawet w ciągu dnia nietrudno było o wypadek.

Fot. 9. Informacja o wypadku na terenie opuszczonego szybu w Siemianowicach
źródło: Gazeta Siemianowicka, 1934, R. 9, nr 101

Wśród poszkodowanych nie brak też zwierząt. Ciężkie do wyobrażenia sceny opisywała tamtejsza prasa:

Fot. 10. Wypadek w biedaszybie
źródło: Gazeta Siemianowicka, 1936, R. 11, nr 6
Fot. 11.  Opis wypadku 19-letniego robotnika i konia z zaprzęgiem
źródło: Gazeta Robotnicza, 1933, R. 38, nr 69

Często do wypadków dochodziło nocą. Warto też dodać, że na czas policyjnych rewizji szyby były ukrywane nie tylko przed policją, ale też niczego nieświadomymi postronnymi osobami. Tak zmarł biedaszybikarz – 21-letni Paweł Chrószcz z Siemianowic, który idąc ze swoim kolegą niedaleko kopalni „Ficinus” wpadł do palącego się szybu.

Fot. 12. Nagłówek prasowy informujący o śmierci Pawła Chrószcza
źródło:Gazeta Siemianowicka, 1934, R. 9, nr 67

Niestety, w związku z bardzo wysoką temperaturą, która tam panowała nie było możliwe wydobycie ciała. W związku z czym symboliczny pogrzeb odprawiono na biedaszybach. W nabożeństwie prócz księdza, rodziny Pawła uczestniczyli także znajomi po fachu by pożegnać kolegę z biedaszybów.

Fot. 13. Informacja dotycząca symbolicznego pogrzebu na biedaszybach ŚP. Pawła Chrószcza
źródło: Gazeta Siemianowicka, 1934, R. 9, nr 68

Przypadek Pawła Chrószcza nie był odosobniony. Gdy do wypadku dochodziło poprzez wpadnięcie do biedaszybu, zaczadzenie lub zasypanie i nie było możliwości wydobycia nieszczęśnika, odprawiano pogrzeb w miejscu, w którym zginął. Nie przerywano fedrowania w tych okolicach. Mogiły jednak służyły jako symbol ostrzegawczy, przypominając pozostałym o wartości i kruchości ludzkiego życia.

Fot. 14. Symboliczne mogiły tych, którzy zginęli w biedaszybach
źródło: X.Muller – Ostraum Berichte,Die Notschachte Ostoberschlesiens, Ostraum-Berichte, H. 3-4, 1936 r.

Warto dodać, że wspólny trud hartował, ale też w jakiś sposób łączył społeczność biedaszybikarzy. Społeczność, co by tu nie mówić – dość specyficzną. Ale nawet w tych trudnych czasach zdarzały się przypadki solidarności. Była niepisana zasada, że w momencie wypadku w sąsiednim szybie, pozostali ruszali z pomocą.

Fot.15. Biedaszyby w Siemianowicach. Akcja ratownicza przy zasypanym szybie
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

3.3 Walka z biedaszybami

            O ile w początkowej fazie właściciele kopalń i władze policyjne patrzyły z pewnym przymrużeniem oka na ten proceder, to w czasie, gdy ten znacznie się rozwinął, a kradziony węgiel był sprzedawany na okolicznych placach za cenę mniejszą niż życzyli sobie tego przemysłowcy, w dodatku wywożony wagonami w inne części kraju, postanowiono zakończyć nielegalne wydobycie. Warto dodać, że w województwie śląskim w latach 1932-1933 policja zniszczyła 4448 szybików. Szyby niszczyły ekipy kopalniane w asyście policji wrzucając do środka ładunek wybuchowy.

Fot.16. Zniszczony biedaszyb na Wełnowcu
fot. Max Steckel. Źródło: Biblioteka Śląsk
a

Nie zawsze niszczenie szybu przebiegało w sposób pomyślny dla władz. W Siemianowicach głośny był przypadek trzech robotników, którzy nie chcąc dopuścić do wysadzenia szybiku zjechali w dół. Takich przypadków w rejonie było znacznie więcej.

Fot.17. Opis dramatycznych wydarzeń w siemianowickich biedaszybach.
źródło: Gazeta Siemianowicka, 1934, R. 9, nr 61

Taka postawa bezrobotnych spotykała się z pewnym uznaniem wśród okolicznej ludności. Ofensywa przeciwko biedaszybom nie była atakiem, który wziął za cel całkowite ich zlikwidowanie. Władzom administracyjnym (w przeciwieństwie do potentatów przemysłowych) nie było na rękę likwidowanie nielegalnego wydobycia. Gdyby zlikwidować wszystkie biedaszyby, na owe władze spadłby ogromny ciężar utrzymania i pomocy tym, którzy zostali bez jakiejkolwiek pracy i szans na przeżycie. Musieliby liczyć na pomoc miasta/wsi, których budżet z reguły był dość skromny.

Walka z biedaszybami była prowadzona w sposób okresowy. Trwała ona z przerwami do 1939 roku. Przez pewien czas zjawisko to istniało podczas II wojny światowej, jednak represje hitlerowskich władz spowodowały, że nielegalne wydobycie zniknęło lub skurczyło się do wydobywania węgla po kryjomu dla własnych potrzeb.

4. Zakończenie

           
Biedaszyby na Śląsku stały się symbolem nie tylko wielkiego kryzysu gospodarczego. Była to też okazja do walki na froncie międzynarodowym, gdzie Niemcy obarczali Polaków za dopuszczenie do sytuacji w której tysiące osób musiało wybierać nielegalne wydobycie. Jeszcze 15-20 lat wcześniej, kiedy przemysł był całkowicie w rękach niemieckich, taka sytuacja była niedopuszczalna. Był to też pretekst do walki klasowej.

Krajobraz, w którym setki czy nawet tysiące osób wydobywało węgiel przypominał czasem gorączkę złota nad rzeką Klondike. Krajobraz ten uchwycił na biedaszybach w Wełnowcu znany fotograf Górnego Śląska i pionier fotografii przemysłowej – Max Steckel. Zdjęcia możemy zobaczyć pod LINKIEM

Tego krajobrazu już nie ma.

Rozwinięcie zjawiska, jakim było nielegalne wydobycie, wiązało się także z degradacją przyrody. W miejscach, gdzie wcześniej rósł lasek – były szczątki pościnanych drzew służących do budowy szybu. W miejscu gdzie rosła trawa i wypasano kozy – pozostały kratery, zawaliska, a także porozbijane garnki, butelki oraz krzyże na mogiłach zasypanych. Teren opuszczonych biedaszybów wyglądał jak podziurawione bombami pobojowisko. 

Na zdjęciach lotniczych z roku 1945, które należą do archiwum National Archives and Records Administration jeślibyśmy przyjrzeli się okolicom ulicy Chemicznej w Siemianowicach, dostrzeżemy tereny pełne zagłębień oraz dziur.

W 1996 roku p. Czesław Guzy chciał sfotografować dawne tereny biedaszybów na Wełnowcu. Spotkał tam pracującą przy urządzeniach wiertniczych brygadę firmy z Jaworzna. Jak twierdził tamtejszy brygadzista, na głębokości 23 metrów natrafiono na dawne wyrobiska szybowe, gdzie wydobyto grubą skórę, która najprawdopodobniej pochodziła z hełmu, ochraniaczy na kolana lub z butów.

I choć tereny po wełnowieckich czy siemianowickich biedaszybach są już zarośnięte, bądź przeorane to pozostały zdjęcia, oraz opowieści o zwyczajach jakie panowały wśród tych, dla których miejsce to było drugim domem.

Fot.18. Biedaszybikarze
źródło: Viktor Kauder – Das Deutschtum in Polen: ein Bildband. T. 1, Das Deutschtum in der Wojewodschaft Schlesien, 1937 r.

Wykaz wykorzystanej literatury, która nie została wcześniej ujęta w artykule:

Jan Ziemba – „Biedaszyby Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego”, 1967 r.

Józef Żołtaszek – „Dzikie kopalnictwo węgla na Górnym Śląsku w 1932 r.”, Kalendarzyk Policji Województwa Śląskiego, 1933r.

Zdzisław Janeczek – „Z dziejów siemianowickiej prasy i obyczajów”, Siemianowicki Rocznik Muzealny nr 1, 2002 r.

Czesław Guzy – „Wspomnienia z Bytkowa – O familokach, biedaszybach, szmuglowaniu i dawnym Bytkowie”, 2002 r.